Chiny

“Polityka jednego dziecka” – fakty i mity. W co wierzyć?

23 lipca 2013
Keven - jeden z najzdolniejszych uczniów.

Ktos słyszał o tzw. polityce jednego dziecka w Chinach? Pewnie każdy. A kto wie cż więcej, poza faktem, że rodziny chińskie mogą miec jedno dziecko? Już dużo mnie. Skąd to wiem? Bo znajomi i spotkani po w podróży ludzie nieustannie mnie o to pytają. Postanowiłam w końcu o tym napisać.

Poprawinie nazywa sie to Polityka planowania rodziny. To jednym z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów władz Chin.

Mao Zedong wierzył, że im więcej obywateli tym potężniejszy kraj. Namawiał więc swoich obywateli do powiększania rodzin. Jak można zaobserwować skończyło się to ogromnym przeludnieniem kraju. Do tego stopnia, że władze musiały zareagować, bo obudzili by sie w przeludnionym kraju, którego nei mogliby kontrolować. Stąd po koniec lat 70′ została wprowadzona polityka planowania rodziny. Na czym ona polega:

Rodzina wg zasad może mieć tylko jedno dziecko. Teoria teorią a praktyka to zupełnie inna bajka. Są pewne odstępstwa od tej reguły:

a) ciąża mnoga, czyli bliźniaki, trojaczki itp., ale nie z in vitro (ostatnio bardzo popularne wśród Chińczyków zrobiły się wyjazdy do Korei Południowej na zabiegi in vitro)

b) pierwsze dziecko jest niepełnosprawne (zarówno fizycznie jak i umysłowo)

c) pierwsze dziecko to dziewczynka, dotyczy tylko terenów wiejskich

d) obydwoje rodzice są jedynakami

e) dziecko urodziło się po za granicami Chin i ma dodatkowe obywatelstwo

Po za przypadkiem ciąży mnogiej i urodzin po za Chinami, na kolejne dziecko należy otrzymać pozwolenie od lokalnych władz. A to często kończy się łapówkami i przekupstwem.

Niektórzy Chińczycy zaczęli podróżować do Hong Kongu, aby dzieci rodzić tam, bo to w końcu nie są Chiny tak do końca.

Wikipedia podaje, że przyszli małżonkowie przed zawarciem małżeństwa muszą być szczegółowo przebadani. W razie jakichkolwiek niedoskonałości, poczynając od dysleksji a kończąc na chorobach psychicznych, para nie może się pobrać. Skoro mają się już rodzić dzieci z najlepszego połączenia. Moi znajomi nie opowiadali mi o tym, ale swoją drogą nie pytałam zbyt szczegółowo.

Wprowadzono również zasadę: za dobre wynagradzmy a za złe karzemy. Czyli rodziny jednodzietne mają łatwiej niż te wielodzietne. Kobiety zachęcane są do sterylizacji, nie koniecznie odbywa się to z dobrej woli. Co budzi kontrowersje obrońców praw człowieka, ale w Chinach nie tylko to jest kontrowersyjne. Bywało, że ciąże były usuwane w 8 jak i nawet 9 miesiącu.

Jeśli rodzina chce mieć kolejne dziecko, to po za zgodą urzędnika państwowego, musi dokonać stosownej opłaty, która może sięgać rocznych zarobków rodziny. Moje dorosłe uczennice mówiły ostatni, że za poprzedni rok w prowincji Shenzen trzeba było zapłacić równowartość 300.000 złotych. Ta stawka zmienia się co roku i obliczana jest na podstawie przychodów w danej prowincji. Zatem stawki mogą różnić się między bogatymi wschodnimi prowincjami a biednymi zachodnimi. Oczywiście nie dotyczy to wysokich rangą urzędników. Sami sobie łapówek płacić nie będą przecież. Po za tym bogaci ludzie mogą sobie pozwolić na kolejne dziecko.

Może również nie zarejestrować dziecka, czyli tak jakby go w ogóle nie było. Nic takiej osobie nie przysługuje w dorosłym życiu. Ulice pełne są ubogich ludzi, żebraków, którzy byli kolejnym nie zarejestrowanym dzieckiem.

Władza dba również o dostęp do antykoncepcji oraz aborcji. Kliniki aborcyjne są dość powszechne. Nie jest czymś dziwnym, że usuwane sa tam zaawansowane ciąże. Ponad to całkowicie blokuje pornografie w internecie.

W kulturze chińskiej, jak w wielu azjatyckim, preferowany jest męski potomek. To on po latach będzie opiekował się swoimi rodzicami i dziadkami. A skutki mogą być opłakane. Liczne aborcje żeńskich płodów, dzieciobójstwo, porzucanie dziewczynek. Obecnie ginekolodzy nie mogą podać płci dziecka do 5-tego miesiąca ciąży.

W Chinach tzw. domy dziecka są w opłakanym stanie. Niekiedy nie ma tam podstawowych warunków bytowych, włącznie z jedzeniem dla podopiecznych. Rodzice takich dzieci często nie wiedzą, gdzie ich dzieci zostały zabrane, nie widują się z nimi w ogóle. Na wszelki wypadek, aby kobieta nie usunęła ciąży.

Zatem w Chinach na 100 urodzonych dziewczynek przypada 117 chłopców. W każdym społeczeństwie, w którym liczba mężczyzn przewyższała liczbę kobiet, wybuchała wojna. Kolejnym “skutkiem ubocznym” są porwania młodych kobiet i handel ludxmi. Z resztą nie tylko w Chinach. Przykładem mogą być Indie, które też mają znaczny przerost proporcji między kobietami a mężczyznami. Swoją drogą w Gruzji też jest nienaturalnie wysoki poziom urodzeń chłopców.

“Mali cesarze” – to pojęcia znają wszyscy, który meiszkali w Chianch a już napewno nauczyciele. To dzieci z rodzin 4+2+1 (dziadkowie, rodzice i dziecko, czyli społeczeństwo bez cioc=ć, wyjków, kuzynów). A co za tym idzie, dzieci wychowywane są właśnie na małych cesarzy. Rozpieszczani przez rodziców i dziadków. Potężne pieniądze inwestowane są w ich edukacje (od 1 roku życia chodzą na dodatkowe zajęcia) i rozwój. Mają wszystko czego zapragną. Czego, swoja drogą, nie potrafią docenić, bo nigdy nie musieli pracować na nic, wszystko mieli podane na tacy.

Nie mają za to rodzeństwa ani wzorów od rodziców jak żyć w grupie z innymi ludźmi. Nie uczone są empatii, pomocy, prawdziwej przyjaźni. Nie umieją pracować w grupie, nawiązywać relacji międzyludzkich. Widziałam to codziennie ucząc dzieci od wieku przedszkolnego do gimnazjalnego. Powoli wyrasta społeczeństwo egoistów.

Jednak co kraj to obyczaj. Mimo, że polityka ta jest krytykowana, nie jest ona bezpodstawna. Ten kraj jest naprawdę przeludniony. Wystarczy wyjść na ulicę, pójść do szkoły, gdzie w klasach jest po 40-50 uczniów, pojechać autobusem lub metrem w godzinach szczytu. Nikt po za nimi tego problemu nie rozwiąże.

Ponad to społeczeństwo powoli zaczyna się buntować przeciwko tej polityce. Jest ona stopniowo łagodzona. Co też mogłam zauważyć wśród moich uczniów. Prawie jedna trzecia lub nawet połowa z nich ma rodzeństwo. Nie znaczy to, że teraz nagle wszystkie chińskei rodziny będą miały kilkoro dzieci. Moja chińśka znajoma tłumaczyła mi to kiedyś: “Martyna, ja nawet nie chcę mieć drugiego dziecka, bo jest ono za drogie. Już teraz płace fortunę na moją córeczkę. Nie mam tyle pieniędzy, aby zapłącić za drugie. A po za tym nei chcę też rezygnować z pracy, wracac do pieluch i siedzenia w domu.”

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.