W ramach obowiązkowego meldunku musiałam się jakiś czas temu wybrać na komisariat policji. Zastanawiało mnie po co im takie informacje, ale widać tak to już jest w krajach o takim ustroju. Oczywiście nikt na komisariacie nie mówił po angielsku, więc wszystko musiało być przetłumaczone przez moją asystentkę, co zajęło 2 razy więcej czasu.
Zapytano mnie m.in. o:
Oczywiście podstawowe dane osobowe: imię, nazwisko, datę i miejsce urodzenia, nr paszportu, obywatelstwo. Ponieważ w Chinach nie ma czegoś takiego jak ‘drugie imię’ a ja takie posiadam, system nie mógł tego zaakceptować zatem wyskakiwały błędy cały czas.
Adres zamieszkania w Polsce. I teraz trzeba sobie wyobrazić, jak Chińczycy próbowali zapisać chińskimi symbolami (tak żeby zgadzały się dźwięki) „Orzeszkowej”. 5 funkcjonariuszy tam stało i się zastanawiało.
Czy mam męża?
Ile zarabiam?
Ile miałam lat i w którym roku zaczęłam szkołę podstawową i kiedy skończyła. Musiałam sobie kilka razy to w głowie przeliczyć, bo szczerze mówiąc nie pamiętałam. Ponieważ ja załapałam się na system 8 lat podstawówki i 4 lata liceum, spowodowało to kolejne błędy systemu, bo tutaj jest taki sam system jak obecnie w Polsce (6+3+3).
Gdzie i co studiowałam. Ile lat studiowałam. To, że mój pierwszy kierunek inżynierski ni jak się ma do studiów magisterskich jakie ukończyłam, też nie mieściło im się w głowach.
Zapewniono mnie, że Chińczyków pytają o bardziej szczegółowe informacje. Ot narzędzie obecnego systemu politycznego w tym kraju.
No Comments