O położeniu i istnieniu Gruzji większość świata dowiedziała się na skutek wojny w 2008 roku. Nie jest to kraj sławny na świecie z produkcji czegokolwiek. Gruzińskie wina są dobre (Gruzini uważają, że słowo „wino” wywodzi się z języka gruzińskiego „ghvino”), ale nie jest to międzynarodowa potęga.
Misza (Mikheil Sakhashvili – Gruzini tak go kochają, że mówią do niego po imieniu) postanowił zainwestować w turystykę. Efekty tego widać na każdym kroku: oznakowania dróg, miast, atrakcji turystycznych są w 2 językach (gruzińskim i angielskim, nie rosyjskim). Punkty informacji turystycznej można znaleźć w wielu miastach i to nie tylko tych dużych. Uruchomienie wielu połączeń z miastami europejskimi (Ryga, Praga, Warszawa) zmniejsza koszty pobytu w tym kraju (zawsze to jakieś 500-700 PLN mniej niż za połączenia Lufthanzy z Monachium).
Jednym z działań (tu należy się zastanowić co było pierwsze „jajko czy kura”) jest nauczanie Gruzinów języka angielskiego. Misza uruchomi wiele programów edukacyjnych dających możliwość Gruzinom nauki tego języka. Jednym z nich jest Program TLG (Teaching, Learn In Georgia). Polega on na sprowadzaniu native speakerów (nie tylko z USA i UK), którzy nauczać będą młodzież w szkołach i na uniwersytetach, a w czasie wakacji również policje i personel szpitalny. Program zapewnia zakwaterowanie i wyżywienie (w rodzinach gruzińskich), kieszonkowe, transport lokalny, ubezpieczenie. Nie trzeba mieć wielkiego doświadczenia w nauczaniu tego języka, można nawet w ogóle go nie mieć. Wiek również nie ma znaczenia. Rząd Gruzji inwestuje (pośrednio lub bezpośrednio) kupę kasy w pobyt ponad 1.000 obcokrajowców. Rozrzuca ich po całym kraju, można zarówno trafić do Tbilisi jak i na zapyziałą wies o której Bóg zapomniał, do której nie dojeżdżają żadne marshrutki. Założenie jest takie, że dativy uczą angielskiego lokalsów a lokalsi uczą kultury i języka nativów. Ma to różne efekty. Szczególnie, że większość z tych nativów nigdy nie była w takim kraju jak Gruzja albo w ogóle nie była za granicą. Zatem szok kulturowy i nauka lokalnego języka może być zbyt dużym szokiem i okazać się nie do przebrnięcia dla niektórych z nich. Jednak wiele z tych nauczycieli odwala kawał dobrej roboty.
Program rozkręca się również w kierunku języków: niemieckiego, włoskiego, hiszpańskiego.
Istnieje również podobny program dla Gruzinów. Tzn. nauczyciele (już wykwalifikowani lub absolwenci filologii angielskiej) mogą wyjechać na rok gdzieś na koniec kraju, do zapomnianej przez Boga wsi, gdzie będą nauczać tubylców tego języka. Jest to spora szansa, szczególnie dla młodych osób, gdyż ich średnie wynagrodzenie to 500 lari (przeciętne wynagrodzenia w tym kraju to 250-300 lari).
Ciekawe co jeszcze Misza wymysli lub jaki będzie los tych programów po zakończeniu przez niego drugiej kadencji (Gruzja to nie Białorus – prezydentem można być tylko 2 razy).
No Comments