Ciag dalszy chińskiej biurokracji.
We wtorek powiedziano nam, żebyśmy przyszli po dokumenty do notariusza w środę lub czwartek. Udało się w czwartek. Co najmniej 40 min jazdy autobusem w jedna stronę Ale ok, ważna sprawa. Na miejscu jest nasz tłumacz notariusz. Oczywiście dodatkowe 120 rmb trzeba zapłacić W sumie cale przedsięwzięcie kosztowało nas 520 (notariusz) + 120 (tłumaczenie) + 100 (taxi) = 740 rmb. Ale dokumenty udało się odebrać! jej!! Impossible is nothing!
Ale jak widać biurokracja i urzędnicy w Chinach nie różnią się od tych na całym świecie. Jest dużo trudniej ze względu na język. Ale tez jak Chinczyk nie chce zrozumieć, to nie zrozumie. I nie ważne ile razy ktoś będzie tłumaczy. Nie ma, nie ma!
Co ciekawe tam nikogo nie interesują fakty, tylko dokumenty. Np jak nas na komisariacie rejestrowali to wpisali nr mieszkania 402 a nie 403, bo niewyraźnie było napisane na kontrakcie (ręcznie po chińsku czad!). Wiec oficjalnie mieszkamy pod nr 402. I nie ważne ze tłumaczymy, ze nie, bo to 403 i pokazujemy rachunki. Jest napisane 42 ta ma być. OK dobra. i jeszcze kilak innych cudów się wydarzyło!
A dzisiaj byliśmy jeszcze na badaniach lekarskich do wizy pracowniczej. Robiliśmy je rok temu, ale trzeba je potworzyć do przedłużenia wizy. Ciekawe, ze nasza znajoma nauczycielka Amerykanka z naszej szkoły nie musiała robić tych badan jeszcze raz. Każdy urzędnik po swojemu interpretuje przepisy. Pobudka o 6 rano, taxi o 6.50 aby przed 8 być w klinice. To musi być specjalne klinika robiąca badania do międzynarodowych wyjazdów. Gdy byłam tam w sierpniu zeszłego roku, było pusto. Dziś był dziki tłum Chińczyków. Koniec roku się zbliża i uczniowie i studenci musza zrobić badania lekarskie aby wyjechać za granice do liceum lub na studia. Udało nam się dostać 7 nr, co było cudem przy dzikim tłumie Chińczyków którzy nie przestrzegają kolejek i wbijają się na chama i przebijają łokciami. Pryz okienku okazało się ze nazwa naszej nowej szkoły musi być po Chińsku. Wcześniej wystarczy kod szkoły i z bazy można wyczytać nazwę szkoły. Ale tym razem jednak nie! oczywiście! Zatem o 8 rano dzwoniliśmy do naszej nowej szkoły (południe Chin, prowincja Guangxi) żeby nam podali nazwę szkoły przez telefon. Na co sekretarka:” HR manager jest w drodze i jak przyjedzie to zadzwoni do Was i poda Wam nazwę szkoły”. WTF!? to tak trudno jest podyktować nazwę tej szkoły przez telefon? ja to filozofia Ale nie, bo w Chinach jest tak ze jak coś nie należy do Twoich kompetencji (czyt. nie masz tego w kontrakcie; a widać “dyktowanie przez telefon nazwy szkoły nie leży w ich obowiązkach) to się tego nie robi. Czeka się na osobę kompetentna. Bogu dzięki ten manager napisał nam smsa i to wystarczyło aby pani w okienku w klinice wpisała dane do formularzy. Później już poszło gładko: badania krwi, moczu, USG, wzrost, waga, serce, rtg. W Chinach należy mieć badania na: HIV/AIDS, choroby weneryczne, gruźlice polio, choroby zakaźne, żółtaczkę narkotyki, ciąże itp. Cala litania. koszt badan 452 rmb+ 30 rmb za zdjęcia. Dobrze ze szkoła nam to odda. Wyniki do odebrania w poniedziałek popołudniu. A we wtorek wyjazd do Yangshuo. Czad!
No Comments