To już tydzień minął od kiedy jestem w Polsce. Przeżywam trochę taki mały wtórny szok kulturowy. Na ogół taki szok przeżywa się przyjeżdżając do nowego, nieznanego kraju. Ja jednak w Polsce nie byłam prawie dwa lata, więc czuję się trochę jak „obcokrajowiec”.
Pierwsze rzecz, która chyba nie dziwi,
to pogoda. Prawie przypomina tajską, bo gdy wyjeżdżałam to zaczynał się sezon deszczowy, było chłodno i mokro, lało całymi dniami. „Prawie” robi różnicę… Temperatura jest bardzo nie tajska. Ani trochę. Cały czas jest mi zimno, nosze długie spodnie i swetry, podczas gdy przechodnie obok mnie chodzą a krótkim rękawku albo tylko cienkiej bluzie lub swetrze.
Z perspektywy Tajlandii, w Polsce jest prawie jak pod kołem podbiegunowym latem – tu ciągle jest jasno! W Tajlandii o 18.00 było już ciemno, ale tak ciemno, że bez latarki lub latarni nie widziało się ludzi w odległości 10 metrów. Przynajmniej w mojej mało sowie tlonej wsi. Tutaj o godzinie 22.00 jest jeszcze w miarę jasno a świtać zaczyna o 3 w nocy! Maska na oczy z linii lotniczych okazuje się cennym skarbem!
Kolejnego olśnienia doznałam ostatnio w supermarkecie pod czas zakupów. Powiedziałam: „Jacy ci ludzie są duzi!” I to prawda! Po dwóch latach w kraju mały, filigranowych i niskich ludzi (Chiny i Tajlandia) nagle przechodzi obok mnie młodzieniec 1.90m. Aż spojrzałam się w górę. Do tej pory to na mnie patrzono z dołu w górę. Czułam się trochę jak „Guliwer w krainie liliputów”.
Ostatnio odkryłam również, że trzeba używać kremów i balsamów. Od ponad roku nie miałam suchej skóry. Raczej się świeciła.
Już myślę, że się przyzwyczaiłam a tu nagle znów coś mnie w Polsce dziwi. To takie trochę odkrywanie swojego kraju na nowo 😉
O moich odkryciach będę jeszcze pisała.
No Comments