Pewnego wieczoru w Tajlandii Laura (moja bardzo dobra znajoma Amerykanka, z która pracowałam) wyskoczyła:”A może zaczniemy biegać?”. W sumie czemu nie?! “Dobra, jutro o 6.30 rano, po plaży”. I tak się zaczęło. To był wrzesień 2013 i od tej pory prawie codziennie biegam.
Na początku były to tylko 3 km razem z Laurą po tajskiej plaży. Raz zaszalałyśmy i pobiegłyśmy 5 km. Na początku miało być dla zdrowia, ale szybko przekonałyśmy się, że to dobra metoda na zastrzyk pozytywnej energii od rana. Biegałyśmy 4-5 razy w tygodniu, bo w weekendy podróżowałyśmy. Później Laura zachorowała na Denge (choroba podobna malarii; wyszła z tego oczywiście!! ;), więc zaczęłam biegać sama, z muzyką w uszach. Ja i tajską plaża i przezroczyste kraby biegające po piasku, czasem jakiś pies dołączył. O tej porze na plaży bywała jeszcze starsza Tajka, która wykopywała te kraby i starszy Taj, który zbierał drewno wyrzucone przez morze. Z czasem do tego biegania dołączyłam elementy taneczne 😉 W końcu całą plażę miałam dla siebie. Laura wróciła, długo dochodziła do siebie. Ale przed jej wyjazdem do domu zdążyła jeszcze 2 razy ze mną pobiec i zatańczyć na plaży.
Później już biegałam sama. Codziennie po 3 km. Taka chwila tylko dla mnie, bez nikogo innego, no po za tymi krabami i psem.
Z czasem udało mi się namówić Jolyona (Australijczyk z naszego zespołu) do biegania ze mną. On dołączył ćwiczenia siłowe w połowie drogi: pompki, przysiady, brzuszki itp.
Po swoim urlopie Jolyon przywiózł maty do ćwiczenia ciosów w boksie. Zatem zaczęliśmy ćwiczyć boks. Czasem tylko Jolyon i ja, czasem jeszcze 1 czy 2 inne osoby. Następnie Jolyon zorganizował nam trening samoobrony…no i się zaczęło. Od tej pory (marzec) codziennie rano o 6.45 przez godzinę ćwiczyliśmy kravmagę, boks i kickboxing.
W międzyczasie nadal biegałam. Z czasem trochę dalej 5 km, 8 km i pewnego ranu nawet 10. Tak o sobie pewnej niedzieli poszłam na plażę się przebiec. Biegłam 3, stwierdziłam “ehh…dam radę i 5”. Po 5 “czemu nie spróbować 8”. Skończyło się na 10! To było moje wielkie osiągnięcie. tego dnia zapisałam się na Nocny Bieg Świętojański w Gdyni na 20 czerwca 2014.
2 tygodnie przed imprezą rozchorowałam się, jeszcze w Tajlandii. Zatem leżałam w łóżku a nie na plaży. Podróż do Polski zajęła mi 2 dni i 2 dni pobytu w Warszawie u siostry. Przed samymi biegiem Świętojańskim biegłam raz 5 km.
Ale dałam radę! Czas poniżej godziny, po 2 tygodniach nie trenowania i choroby, nie przestawiona na lokalny czas, byłam z siebie dumna 🙂
W aplikacji Nike+, której używam do biegania wybrałam program przygotowania do półmaratonu. Trening trwa 12 tygodni.
Jestem podczas 9-tego. 5 razy w tygodniu biegam po lokalnym lesie. Czy deszcz, czy słońce, czy wiatr, daję radę 😉 Mój rekord to jak na razie 18 km.
Rok temu, w Tajlandii nie uwierzyłabym, że kiedyś pobiegnę 5 km. A teraz? 10 km, ależ proszę czemu nie?
Tak oto z nudów zaczęłam biegać. Ktoś może zapyta: “W Tajlandii z nudów?” A no tak, bo jak się mieszka w małej tajskiej wsi, w środku niczego. Ponad to pracuje, mieszka, je i śpi z tymi samymi ludźmi, choćby byli najlepszymi przyjaciółmi (a byli wtedy) to i tak dopada nuda i potrzeba samotności, czasu dla siebie. Bieganie świetnie to wypełniło.
Nie trzeba biegać maratonów, ani 10 km dziennie. Ale 3 w zupełności wystarcza aby naładować baterie i mieć udany dzień.
Wszystkim wam życzę zatem udanego dnia 🙂 A ja tym czasem zbieram się do porannego biegania 😉
2 komentarze
Fajnie, że się dzielisz przygodą z bieganiem. Ja też zaczęłam biegać trochę dla żartu, a za sobą mam już pierwszy półmaraton. Życzę wielu kolejnych kilometrów 🙂
U Ciebie dla żartu, u mnie z nudy. A popatrz gdzie nas to zaprowadziło. Tobie tez wielu kilometrów 🙂