Siedziałam akurat w biurze, w pracy. Jak co rano sprawdzałam skrzynkę emailową: spam, spam, jakiś projekt, mail od partnerskiej organizacji, spam, sp…. chwila, to chyba nie spam. Z Rady Europy. Tytuł: potwierdzeni uczestnictwa (po angielsku). Otwieram i czytam: Z przyjemnością informujemy, że zostałaś zaakceptowana na międzykulturowy kurs arabskiej kultury i języka! Podanie, które wysłałam kilka miesięcy wcześniej i już nie miałam nadziei. Dostałam się! Aż krzyknęłam z radości. Zaczęłam podskakiwać i wykrzykiwać coś w biurze. Zatem, ja Martyna Skura, jako jedna z szesnastu (16!) osób z Europy dostała się na to szkolenie. I to gdzie? W Maroku? Na ile: na miesiąc! Czułam się jakbym złapała Pana Boga za nogi!
Wysiadłam w Maroku i uderzyła mnie ściana gorącego powietrza, aż mi dech zaparło. I tak zaczął się jeden z najbardziej niesamowitych miesiąców w moim życiu: nauka arabskiego rano, warsztaty kulturowe (z targowania się, kaligrafii, muzyki, tańca, karykatur, czytania i rozumienia satyrycznych gazet i komiksów, pisania po arabsku na komputerze, parzenia herbaty, gotowania i wiele innych), spotkania z panią minister od równego uprawnienia, grupami młodzieżowymi, artystami. Przez tydzień mieszkałam u marokańskiej rodziny na starym mieście. Od tego podróże po północnym Maroku: stopem do Fez i Tangieru, moja ukochana Asillah, Marrakesz. Codziennie się czymś zachwycałam i jarałam. Nie było końca.
Obiecałam sobie wtedy, że wrócę tam kiedyś. Brzmi znajomo? Kto tak nie mówił o fajnych miejscach, które odwiedził. Przyznać się ilu z Was naprawdę tam wróciło? Jest przecież tyle nieodkrytych miejsc na świecie. Dlaczego nie jechać gdzieś indziej?
Postanowiłam wrócić do Maroka po 6 latach. Trochę się obawiałam swoich oczekiwań. Miałam przecież takie fantastyczne wspomnienia i doświadczenie z poprzedniego pobytu. Do tego kilka tygodni przed wyjazdem jechałam z blablacar. Chłopak w samochodzie dopiero co wrócił z Maroka i miał zupełnie inne wrażenie: targowanie się, naciąganie, traktowanie kobiet, to nie jego bajka. Na domiar złego trafił akurat na największą od lat powódź i nie dość, że nie zrealizowali planu wyjazdu to jeszcze o mały włos przez ulwy nie spóźnili się na lot. I miałam teraz jechać do Maroka by się rozczarować i aby jego urok prysł?
Ale pojechałam. I wiecie co? Wcale się nie rozczarowałam! Było nawet lepiej niż za pierwszym razem! Dlaczego? Bo nie miałam ciśnienia na zwiedzanie i poznawanie tego kraju, biegania z przewodnikiem, mapą i aparatem. Przecież już go ostatnio poznałam od tej bardziej turystycznej strony. Zwiedziłam wszystkie „10 wg Lonley Planet”. Ten wyjazd był jednym wielkim chilloutem. Nie znaczy to, że nic nie robiłam. Wręcz odwrotnie. Ale nie przeszkadzało mi, że dzień spędzę w „domu”, czyli przepięknej marokańskiej willi, a w zasadzie the Chill Villa. Prowadzi ją człowiek przygoda Polak Marek. Na cudownym dachu siedziałam popołudniami i pisałam albo czytałam. Jeśli to nie jest odpoczynek, to nie wiem co nim jest.
Szoku kulturowego nie było, co najwyżej obserwacje. Wiedziałam jak rozmawiać z tubylcami i targować się trochę lepiej niż z pumeksem. Po za tym zamiast zwiedzania kolejnych miast, suków, medin, mogłam odkrywać naturę i mniej turystyczne miejsca no i spróbować surfingu! Marku co żeś mi uczynił!? Teraz chcę tam wrócić jeszcze raz! O tylu nowych miejscach mi opowiedziałeś. Jak ja teraz znajdę czas i sposobność aby tam pojechać!?
A morał z tej historii taki: Nie oszukujmy się. Po odwiedzeniu Tbilisi, Batumi i Vardzi nie poznaliśmy Gruzji. A po jednej suprzez z Gruzinami nie jesteśmy znawcami ich kultury. Odwiedzając “Top 5 in Thailand”, jedząc Pad Thai’s i pijąc Chenga nie jesteśmy alfą i omegą na temat Tajlandii. Co najwyżej zdjęcie ze słoniem jest i wszyscy na Facebooku nam zazdroszczą.
1,5 roku w Gruzji a ja nadal czegoś się o niej uczę. 1 rok w Chinach to nic, aby poznać ten kraj. Prawie rok w Tajlandii? Poznałam tylko jej część.
Wracajmy! Po powrocie na miejsce okazuje się, że wiemy mniej niż nam się wydawało.
Zatem do jakiego kraju zamierzacie wrócić?
13 komentarzy
Zgadzam sie z tym, ze powrot do danego kraju na dluzej uczy nas o kraju duzo wiecej niz krotka podroz – stad ja popieram pomieszkiwanie w innych krajach.
P.S. Zazdroszcze kursu 🙂
Odwiedziłam Maroko we wrześniu. Będąc tam na miejscu doświadczyłam mieszanych uczuć, raz rozczarowanie, innym razem pozytywne zaskoczenie. Jednak wylatując czułam, że zostawiam tam część mojego serca, coś mnie urzekło w tym kraju, ludziach. Czytając twój wpis odezwała się we mnie tęsknota i chęć powrotu tam, żeby odkryć ten kraj na nowo
wierze, że można mieć mieszane uczucia do tego kraju, ale wiem też że warto się przemóc i pozwolić się oczarować 🙂
Co to za czerwone kropelki?
actinia equina wg moich znajomych biologów 😉
tak bardzo się zgadzam z tą końcówką! a niestety wiele osób ma tendencję, że po weekendzie w miejscu x uważa się za największego specjalistę w temacie…
i tez lubię wracać 🙂 fakt, że tyle jeszcze miejsc nieodkrytych, ale dlaczego sobie odbierac przyjemność ponownego zatracenia się w tych ulubionych? Właśnie wróciłam z kolejnego weekendu w Pradze, chyba coś koło 50 to był, za chwilę wracam do Sarajewa, a w kwietniu po raz trzeci do Armenii. i mogłabym może wykorzystać lepiej ten czas, ale po co, skoro w tych miejscach mi dobrze 🙂 a szkolenie rewelacyjnie brzmi, tak z jajem!
Z podrozy trzeb Asie cieszyć a jesli wracanie sprawia ci przyjemność to nie ma sobie jej co odbierać. Poza tym kazda podroz czegoś nowego uczy i cos nowego zawsze odkryjemy 😉
ja najpierw muszę się do Maroko wybrać ten pierwszy raz, żeby potem myśleć o powracaniu… ;)))
Nie trzeba wraca do Maroka (chociaż polecam). Jest jakis kraj lum miejsce w którym sie zakochałeś i chciałbys pojechac tam jeszcze raz?
tak bardzo się zgadzam! warto wracać! 🙂
Ach, to Maroko mnie tak strasznie kusi z każdego bloga, chyba trzeba będzie w tym roku zaliczyć, bo to całkowicie moje klimaty. A z powracaniem mam problem… bo bez przerwy wracam do Stambułu i nie mogę się powtrzymać przed kupieniem kolejnego biletu 🙂 Mogłabym zobaczyć 15 innych krajów, ale ciągle ląduję w Turcji 🙂
Maroko jest kuszące i daj sie skusić! Warto!
[…] są! Do Rabatu żywię wielki sentyment, od kiedy spędziłam tam miesiąc na nauce arabskiego (przeczytacie o tym tutaj). Ale tam już byłam, więc trzeba ruszać dalej. Ruszamy na południe, do Chill Villi pod […]