African Road Trip to nie tylko przejazd z Maroka do Gambii. To wszystko to co działo się po drodze a przede wszystkim stan umysłu i poczucie humoru, które ani na chwile nas nie opuściło. Kreatywnie, z innego punktu widzenia i bardzo autorsko opisali to Piotrek i Daniel, czyli nasze dwa sellery (warszawscy mistrzowie sprzedaży). Sami wiecie, że czasem jak opowiada się o swojej podróży to trudno jest oddać nastrój i humor wszystkich wydarzeń. Inni po prostu patrzą na Was z politowaniem. Dodam więc kilka moich wyjaśnień, abyście z trochę mniejszym politowaniem na mnie patrzyli 😉
A
Jak afrykański koń. Nie wiedzieć czemu lokalni nazywają je wielbłądami. Nie pierwszy raz ktoś chciał nas „zrobić w konia” na tym wyjeździe. [ja i mój kiepski wzrok stwierdziliśmy, gdzieś na Saharze Zachodniej, że widzimy wielbłądy na plaży albo konie. Piotrek podchwycił temat i zostały one mianowane końmi afrykańskimi]
„A” to także Agadir, headquater Marka (Chill Villa), gdzie ładowaliśmy akumulatory na kolejne 2 tygodnie.
B
Jak Banjul. To jedna z 3 stolic świata bez McDonalda. To najmniejsza stolica świata. Miasto bez turystów. Inspirujące dotrzeć w końcu do takiego miejsca i czuć się w nim komfortowo.
C
Jak ciupanie. WhoCiups ? Anna. [ciupanie, czyli własnoręczne odrąbanie gałęzi bananowca z owocami]. A owocem ciupania – banany, które razem z nami dojrzewały na dachu, kurzyły się, wzbudzały podziw i tak jak my MOCNO się trzymały!
D
Jak Dach busa. Najlepsza perspektywa dla „F…..”
E
Jak elektryczność. Wkurzasz się na swojego operatora? W Gambii prąd jest …na zdrapkę. Niestety szansa na to, że oświeci Was na dłużej niż 30 minut jest taka sama jak w ….zdrapce.
F
Jak fotograf, który dzięki zdjęciom, pozwala w nieskończoność powracać do najmagiczniejszych wspomnień i zakamarków świata. Dobrze jak jest na wyprawie. Tym lepiej jak porządny. My potrzebowaliśmy takiego, który ma MOC, SIŁĘ I MOOOOC! I Uśmiech Dziękujemy Justyna!
G
Jak granica. Naszych możliwości. Emocjonalna, terytorialna i absurdu. Każda inna. Nauczyliśmy się je przekraczać i chyba nam się to spodobało.
H
Jak Harmonogram wyprawy. Ambitny. Zrealizowany w 100%. Przez pierwsze 7 dni jechaliśmy przez Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal i Gambię. Prawie 4.000 km. Dzięki takiemu tempu później mogliśmy skupić się na „lokalnych” atrakcjach.
I
Jak Informacja. Podawaliśmy je na 456 459 puntach kontrolnych. Wiedzą o nas wszystko. Że z Polski, że turystycznie, że SELLER family ale czasami tylko FRIENDS, że osób 6. Wiedzą też o nas to, że głupkowato się do nich czasem szczerzymy
J
Jak jezioro różowe (Lac Retba), słony akwen w zachodnim Senegalu. Kraniec świata w wymiarze bajkowej scenerii, która urzekła tych emocjonalnych i najtwardszych. Must SEE!
K
Jak korupcja. Widzieliśmy jej każde odcienie. Chociaż słowo „barwy” byłoby bardziej na miejscu bo korupcja w Afryce jest wyraźna. Korumpowaliśmy po to aby jechać dalej ale zawsze z klasą, stylowo i według lokalnych standardów.
L
Jak logika. Nie myśl po europejsku. Zajęło nam to około tygodnia. Próby odnalezienia Logiki mogą nawet skutkować trwałym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym lub po prostu samobójstwem
M
Jak Mordeczki. Kochane, trochę niegrzeczne, zawsze w humorze. Dobrze dograne i mądrze dowodzone. Pod koniec różowe, chociaż zapewne dążyły do brązu.
N
Jak Nacionale Park de Sengal. Taki afrykański „myk”. Płacisz chociaż nie wiesz komu, za co, po co i ile to jest warte. Płacisz w Euro. [Jadąc na tą osławioną już przeze mnie granicę Mauretania-Senagal, trzymając kredens, zatrzymał nas jakiś strażnik i powiedział, że musimy zapłacić 50 euro za przejazd kilkuset metrów przez Park Narodowy. oczywiście wiedzieliśmy, że nas kantuje, ale tak nam się spieszyło, że zapłaciliśmy. Po drodze spotkaliśmy jeszcze ze 3 takich, ale już ich olaliśmy]
O
Jak off-road. W chwili największej euforii okazał się dla nas zgubny w aucie bez napędu 4×4. Cel był jednak warty prób. Własnymi dłońmi wykopaliśmy się po 6 h z piasku. Brawo Mordeczki ! Pamiętacie akcję “wykopać samochód“?
P
Jak pies. A nawet Suka. Psy mają węch kilkaset razy mocniejszy od ludzi, ciekawe, nie? [nie ma to jak zapychacz dziury]
R
Jak Rabat. Tu zaczęliśmy podróż do Afryki. Za dwa tygodnie stwierdzimy, że Rabat i Maroko to chyba jednak Europa.
S
Jak Sahara. Zjechaliśmy jej zachodnią granicę. Potęga Pustki. Wszechogarniający bezmiar ….niczego. Brak życia.
T
Jak transport. Uważasz, ze rano jedziesz zatłoczonym autobusem? Tu na 10 miejscach siedzi 20 osób, na 20 stojących stoi 40 a reszta trzyma się dospawanej do karoserii rury. Amazing!
U
Jak ultraszybko. Marek potrafi prowadzić 20-letniego busa tak samo sprawnie i szybko jak Kubica swoje WRC z tą różnicą, że nie wypada z trasy na co drugim osie i nie wali „dzwonów”. Po tym co widziałem ma profesurę z wyprzedzania !
W
Jak wino. Tanie/drogie. Dobre/złe. W butelce/w kartonie. Białe/czerwone. Z gwinta lub w szklance. Najpierw po 17.00, potem przed 10.00. I naprawdę nie zamierzamy się z tego tłumaczyć…
Z
Jak Ziemia Niczyja między Marokiem a Mauretanią. Wielkie złomowisko starych samochodów, które porzucili handlarze.
Zrozumieć ten alfabet można tylko przeżywając taką przygodę życia. W czerwcu rusza drugi epizod African Road Trip. Szczegóły tutaj.
Alfabet stworzony przez: Piotr Łysik i Daniel Kisson.
3 komentarze
Jakby nie patrzeć, cały alfabet powtórzony 🙂
Klimatyczne zdjęcia 🙂 udziela się trochę ta Afryka 😉
[…] Date: 5 Maj 2015 Author: life in 20 kg Category: Uncategorized ← Uczymy się alfabetu na nowo, czyli African Road Trip 2015 od A do Z […]