Jak to jest spędzać święta w domu, gdy dom jest daleko już wiecie. Dziś mała odmiana – osoby, które zdecydowały się wyjechać w podróż, krótszą lub dłuższą. Nie miały ani pracy ani rodziny za granicą. Ot tak, spakowali się i pojechali, albo byli już w długiej podróży.
Marzena Badziak i Jan Pietek z Nagniatamy
Jechaliśmy rowerami przez Azję, wiedzieliśmy, że podróż zajmie nam dużo czasu, i że święta wypadną nam w trasie. Byliśmy akurat wtedy w Wietnamie – nie było to planowane, po prostu tak ułożyła się wyliczanka wizowa.
Nasz plan był taki, by dojechać do większego miasta, tam zatrzymać się na kilka dni w jakimś hotelu, przez kilka dni odpocząć, ogarnąć się, a w Wigilię zrobić łączenie z rodziną via Skype.
Plan nie do końca nam wyszedł, bo nie zdążyliśmy dojechać do dużego miasta, i 24 grudnia rzutem na taśmę dotarliśmy do jakiegoś opuszczonego kurortu nad morzem. Jeden jedyny hotel, mimo zabitych deskami okien, zdawał się działać, a ponieważ za bardzo nie mieliśmy wyboru – szybko zasiedliliśmy zatęchły pokoik z widokiem na ceglaną ścianę. Niestety, mimo dumnego szyldu reklamującego „free wifi”, Internet nie działał ani trochę. Zatem nici z wigilijnego łączenia. Z rodziną udało się nam porozmawiać dopiero na drugi dzień, gdy przenieśliśmy się w inne miejsce.
Ponieważ w Wietnamie trudno o tradycyjne polskie potrawy, zwłaszcza, gdy do dyspozycji mamy tylko turystyczną kuchenkę, jeden garnek i dwa widelce, zupełnie odpuściliśmy sobie te sprawy. W zamian postanowiliśmy, że nie będziemy sobie tego dnia niczego odmawiać, i w sklepie kupiliśmy paczki najlepszych czekoladowych ciastek, wafelków, rurek bez kremu, Coca Coli, kakaowego mleka w kartonikach, i niezastąpionych wafli ryżowych, które całkiem dobrze odegrały rolę opłatka. Po kolacji została jedynie wielka sterta puszek i foliowych opakowań. Czyli – zero zmywania 🙂 Pierwszy dzień świąt od rana spędziliśmy na opuszczonej plaży.
Czy będąc w podróży, z dala od rodzinnych domów, da się wiernie odtworzyć wszystkie te bożonarodzeniowe zwyczaje i rytuały? Pewnie tak. My szczerze mówiąc jakoś szczególnie nie próbowaliśmy. Nie szukaliśmy towarzyszy do uroczystej świątecznej kolacji, nie biegaliśmy desperacko po bazarach w poszukiwaniu karpia czy pierogów. Choinkę i dekoracje można było co prawda kupić w sklepie, ale przecież nie o to chodzi, żeby wszystko na siłę odtwarzać. Nie tęskniliśmy za rytuałami jako takimi.
Bardzo zależało nam, by w Wigilię połączyć się z naszą rodziną przez Skype, ale tego dnia akurat nie mogliśmy znaleźć noclegu z działającym dostępem do Internetu 🙂
Czy każdy choć raz powinien spędzić Boże Narodzenie po za domem? To już indywidualna decyzja każdego człowieka, więc trudno mi udzielać jakichkolwiek rad. Jedni nie wyobrażają sobie świąt bez spotkania w rodzinnym gronie, inni traktują święta jako dodatkowe dni wolne i okazja do wyjazdu. Inne będzie podejście osób wierzących. W niektórych domach do stołu siada cała wielopokoleniowa rodzina, a u innych święta są bardziej kameralne w gronie najbliższych osób, wiec w tym wypadku jest możliwość, by spędzić je razem, ale w innym miejscu, gdzieś poza domem.
Filmu opisujących ich święta jeszcze nie stworzono.
Ewa Wilczyńska-Saj tworząca bloga Gonimy Słońce
Dokładnie dwa lata temu podróżowaliśmy sobie z mężem wokół Ziemi tak, by przez cały rok mieć lato i nie przeżyć zimy (której zwyczajnie nie znosimy;)). W takiej sytuacji święta również musiały pozostać daleko od domu i padło na Bali. Pozornie miało być super, bo tak odmienna atmosfera, upał na zewnątrz i kolejny punkt niezwykłej podróży, wydawały się niezwykle ciekawą opcją…
Hinduizm balijski to bardzo osobliwa i dominująca religia na wyspie, dlatego choinkowo-mikołajkowe klimaty są do odnalezienia tylko w turystycznych miejscach, takich jak hotele czy restauracje. Ciężko było nam znaleźć jakąkolwiek formę świętowania, a nawet jeśli restauracje hotelowe oferowały “Wigilię”, to patrząc po menu, nie bardzo miało to sens, a koszt był ponad-sensowny
My wciąż się przemieszczaliśmy, a w tym czasie udało nam się dostać jedynie pokój z łazienką i bez dostępu do kuchni, więc opcji na gotowanie polskich potraw nie było. Dlatego poszliśmy w ramach Wigilii poszukać cichej, klimatycznej restauracji i spędzić tam wspólnie wieczór zajadając świeżą rybkę. Na szczęście udało się znaleźć przemiłe miejsce z choinką, piosenkami świątecznymi w tle i sporą ilością ludzi spoza Indonezji, którzy prawdopodobnie też szukali czegoś takiego jak my (rybka była tak znakomita, że do dziś wspominamy ją jako jedną z najlepszych ever!) A zamiast 12 dań, liczyliśmy 12 składników na talerzu…:))
Czy czegoś szczególnie nam brakowało? Zdecydowanie tak – świąt! Takich prawdziwych… w rodzinnym i roześmianym gronie, potraw na które czeka się niemal cały rok, ospałości z przejedzenia, ubierania choinki, wyciągania spod niej prezentów, śpiewania kolęd na głosy… przede wszystkim jednak Ludzi – tych najbliższych, którzy współtworzą atmosferę ciepła i radości A pisząc mniej refleksyjnie – gdy przez Skype rozmawia się z rodzinką, która właśnie szykuje się do Wigilii, słychać śmiechy, dźwięki talerzy i sztućców, a po jakimś czasie mówią, że nie mogą się ruszyć z przejedzenia (podczas gdy w pokoju hotelowym na Bali ma się tylko Snickersa, banany i czajnik…), to pomimo najpiękniejszych plaż świata, wyskręcać może na wszystkie strony!
Czy każdy choć raz powinien spędzić Boże Narodzenie po za domem? To pewnie kwestia charakteru. Mój mąż zniósł te święta dużo lepiej, bo nie jest aż tak sentymentalny jak ja. Są osoby, które specjalnie od czegoś/kogoś uciekają, albo po prostu lubią nowe przygody i nie jest to problem, by były to święta. Ja osobiście wiem, że nigdy więcej w tym okresie nie chcę być z dala od bliskich i z końca świata przyjadę na te kilka dni do Polski, jeśli trzeba będzie. Jednak jest jedna pozytywna strona takiego jednorazowego pobytu na Bali w tym czasie – poznałam siebie jeszcze lepiej i te refleksje, które mi się wtedy wysnuły, rzutują teraz na moje życie i to jest fajne
W zasadzie żaden film nie opisuje naszych świąt, bo większość z nich to komedie i trochę romantyzmu, a u nas był klimat refleksyjno-tęskniący-w-stronę-lekko-zdołowanego…
Ewa Serwicka z Daleko Niedaleko
Pierwszy raz święta po za domem spędziłam w 2010 r., kiedy pojechałam z koleżanką na Dominikanę. Był to jedyny termin, jaki pasował nam obu, żeby pozwiedzać ten kraj. Z kolei w 2012 r. spędziłam Boże Narodzenie w Kenii, gdzie akurat pracowałam.
Ani za pierwszym, ani za drugim razem nie zachowałam tradycji. Na Dominikanie spotkałyśmy się tej nocy w gronie couchsurferów w Santo Domingo i zjedliśmy wspólną kolację, wypiliśmy kilka drinków, pogadaliśmy. W Kenii wigilię spędziłam ze współpracownikami (Węgierka, Belg i jeszcze jedna Polka) na uroczystej kolacji, ale nie postnej. W tamtą wigilię objadłam się przepysznym kurczakiem.
Nie umiem gotować, więc gotowanie w ogóle odpada – nie było żadnych polskich dań.
Brakowało mi rodziny, śniegu i tego szczególnego świątecznego nastroju.
Czy każdy choć raz powinien spędzić Boże Narodzenie po za domem? To zależy, co kto lubi. Nie wydaje mi się, żeby był to przymus. Niech każdy spędza święta tak, jak mu pasuje.
Chyba jeszcze nie nakręcono takiego filmu, który by opisywał moje święta.
Anna Janicka – Galant z Oblicza Gruzji
Ja jestem „zwierzę okołoświąteczne”, taki rodzaj nieszkodliwego Świra Bożonarodzeniowego. Tropię tradycje, docieram do ich korzeni, czasem je obnażam. Zatapiam się w smakach, aromatach, melodiach, słowach pieśni, bajkach i mitach, wszelkich opowieściach. Świetnie się w tej warstwie archetypowej czuję, odnajduję i bawię.
W Gruzji byliśmy dwa lata wędrując i zbierając materiały do naszego projektu, zatem były to święta jednego i drugiego roku (2012 i 2013). I to święta zwielokrotnione. Przeszło miesiąc świętowania – dwa razy Boże Narodzenie i dwa razy Nowy Rok – katolicki i prawosławny obrządek, różnica między nimi dwa tygodnie. A pomiędzy tym swańskie dni „za duchy martwych”…
Gruzja to kraj, który jako drugi na świecie przyjął Chrześcijaństwo, jednakże jest ono na tak solidnych podstawach wcześniejszych religii i wierzeń, że stanowi fantastyczny miks. My byliśmy w maleńkiej wiosce w Kartli Dolnej, na płaskowyżu 1600 metrów, gdzie po zmroku nikt z wioski nie wychodzi, bo to czas wilków. Gościliśmy w tradycyjnej swańskiej rodzinie (uchodźcy z Kodorskiego Wąwozu), wokół mieszkali muzułmańscy Adżarowie i Grecy Pontyjscy a sąsiednia wioska to Ormianie – Katolicy i… czciciele kamieni. Zatem wręcz wymarzone miejsce!
Pierwszy rok chłonęliśmy smaki, aromaty, melodie, daliśmy się w pełni oczarować atmosferze i nastrojowi. Drugi rok przyszło nam spędzić w dużym mieście, w Tbilisi i takiej atmosfery już nie było. Tam nas otaczał znajomy wielkomiejski blichtr i konsumpcjonizm, więc załączyły się tęsknoty a nawet pojawiła niecierpliwość. W mieście nie mogłam się odnaleźć. Może i piękne iluminacje, imprezy, spotkania, ale nie było tego czegoś co na wsi – brakło Ducha i Duszy Wtedy zatęskniłam za pierogami, makowcem i piernikami… a nawet zrobiłam ćwikłę i kapustę z grochem.
Święta poza domem są dla tych, którzy mają ciekawość i lubią wychodzić poza schematy. Nie każdy będzie się czuł komfortowo. Wyjazd może być także wskazany dla tych, którzy mają dość konsumpcyjnego obłędu i osaczenia „świętami marketowymi” – wtedy będzie to wyjazd terapeutyczny.
Film o naszych świętach? Oczywiście „Wigilijna Opowieść”! Święta ze Swanami były pełne duchów i opowieści. Zmarli w swańskiej tradycji żyją bardzo blisko żywych krewnych. Uczestniczą w biesiadach, przygotowywane są dla nich odpowiednie potrawy, są witani i odprowadzani… I jak by na to nie patrzeć coś w tym jest, bo sama widziałam przybywające cienie przodków i słyszałam ich rozmowy. A może udzieliła mi się atmosfera?
Emilia Smolka z Emi w drodze
Święta spędziłam w długiej podróży, którą raptem miesiąc przed świętami zaczęłam. Planowałam zostać w zabitej dechami mieścinie gdzieś pośrodku Kambodży, gdzie turystów było zero, próbując zupełnie zapomnieć o świętach, żeby mi się czasem smutno nie zrobiło, ostatecznie jednak dzień przed stwierdziłam, że fajniej byłoby spędzić ten dzień w towarzystwie i pojechałam do stolicy, Phnom Penh, gdzie wieczór wigilijny przesiedziałam w guesthousowym barze z dwoma poznanymi tam Niemkami.
Tegoroczne święta znów spędzę z dala od domu, niestety. Bardzo chciałam odwiedzić Polskę, ale na przeszkodzie stoją ceny biletów lotniczych. Tym razem będzie inaczej, bo niby w muzułmańskim kraju, ale z katolicką rodziną indonezyjską.
A co z tradycjami świątecznymi? W Kambodży panuje buddyzm i oprócz centrów handlowych, gdzie globalizacja już dotarła i są “Mikołajowe przeceny”, świąt raczej nie poczujemy. W guesthousie dla turystów postawiona była za to choinka. Zjadłyśmy pod nią azjatycką kolację, popijając lokalnym piwem. Nie ugotowałam również nic polskiego.
Uwielbiam, kiedy jest gorąco, ale do świąt mi ten upał nie bardzo jednak pasuje 😉 Śnieg ten jeden raz w roku to podstawa! I oczywiście brakowało rodziny i pysznego polskiego jedzenia.
Uważam, że każdy choć raz w życiu powinien spędzić święta po za domem, żeby stwierdzić, że święta w Polsce jednak mają wyjątkową magię.
Moje święta mógłby opisać tytuł filmu “Święta last minute”, myślę jednak, że bardziej by pasowało coś w ogóle nieświątecznego 😉
Dominika z Chwytaj dzień
Rok temu tuż przed świętami siedzieliśmy przy ognisku gdzieś nad morzem w Tajlandii i smażyliśmy parówki na kijku. Nagle przyszedł SMS od mojej mamy: “Są tanie loty do Tajlandii na święta. Kupować???”. “Oczywiście!” – odpisałam! Dzień później siedzieliśmy już w pociągu do Bangkoku, żeby odebrać rodziców z lotniska! Takie odwiedziny na drugim końcu świata, to nie lada gratka! Szczególnie po czterech miesiącach w podróży i kolejnych ośmiu przed nami. Boże Narodzenie pod palmami, to coś o czym marzyliśmy całą rodziną już od dawien dawna!
Wigilię świętowaliśmy tradycyjnie, w dużym gronie, przy rybie, czerwonym barszczu i choince wyciętej z kolorowego papieru. W drugi dzień świąt, tajskim sposobem wynajęliśmy sobie na plaży stolik z parasolkami i przez cały dzień objadaliśmy się kurczakami na kijku, owocami i roti z bananami.
Na naszym wigilijnym stole tuż obok przywiezionych z Polski pierogów z cebulką i czerwonego barszczu stały roti z bananami i grillowana ryba nadziewana trawą cytrynową zakupiona u pana na ulicy. Było pysznie!
Czy warto spróbować spędzić Boże Narodzenie poza domem? Oczywiście!!! Tyle, że to może być uzależniające! :)))
Ewa z Rusz w Podróż
W 2011 wyjechałam na miesiąc do Tajlandii. To była moja pierwsza podróż do Azji, z Czeszką poznaną wcześniej przez Internet. Podróż zaczęła się na początku grudnia i skończyła w styczniu, więc w Tajlandii zaliczyłam i Święta i Nowy Rok.
Wyjeżdżając planowałam kilka nocy spędzić w ramach Couchsurfingu, kupiłam więc kilka paczek polskich pierniczków, na prezent dla goszczących mnie osób. Ostatecznie z CS skorzystałam tylko raz, więc pierniczki skrzętnie schowałam na … Wigilię. Była piękna plaża, palmy, zimny drink. Były pierniczki i świąteczna (amerykańska) muzyka. Dookoła można było wykupić “tradycyjną” świąteczną kolację za nieprzyzwoite jak na tajskie ceny 100zł, z czego zapewne wielu turystów skorzystało. Dla mnie ta plaża, ten drink i właśnie te podróżujące pierniczki to była najlepiej spędzona Wigilia.
Nie gotowałam nic polskiego. Nawet gdybym chciała to w miejscach, w których się zatrzymuję, zazwyczaj nie ma takiej możliwości. Ale też tajskie jedzenie jest tak pyszne, że wystarczy przejść się miasteczkiem i można mieć własnych 12 dań, ale tego nie dałoby się chyba przejeść.
Czy czegoś szczególnie mi brakowało? Nie. Nie należę do najbardziej świątecznych osób. Lubię spędzać czas czy z rodziną czy z przyjaciółmi niezależnie od dnia w roku. Lubię ciepło, więc śniegu mi nie brakowało (choć prawie go znalazłam 😉 ), jedyną polską potrawą jakiejkiedykolwiek mi w podóży brakowało był twaróg, a do rodziny mogłam zadzwonić i zobaczyć się dzięki Skype. Chyba po prostu jestem uodporniona 😉
Czy uważam, że każdy choć raz powinien spędzić Boże Narodzenie po za domem? To zależy od człowieka. Myślę, że warto być otwartym na inne kultury, ludzi. Ale jeśli komuś zależy na przeżywaniu tradycyjnych Świąt w rodzinnym gronie to dlaczego z tego rezygnować? Jeśli natomiast ktoś czuje się zmęczony specjalnymi przygotowaniami i wymuszonym uśmiechem z rodziną, którą widzi się raz na rok – to dlaczego nie, myślę, że to super okazja na zobaczenie świata (wolne) i doświadczenia czegoś nowego.
Jedyny film jaki przychodzi mi do głowy to Niemożliwe, ale wyłącznie ze względu na scenerię. Ich Wigilia niestety nie skończyła się tak pozytywnie. Nie czułam się zagubiona jak Kevin, nie zakochałam się ;), nie miałam dość zwariowanej rodzinki. Chyba znalazłam niszę na rynku filmowym 😉
I co? Chcielibyście spędzić święta po za domem? Czy jednak nic nie zastąpi karpia na stole, śniegu i rodziny? Macie podobne doświadczenia?
Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów blogerów i zostały użyte za ich zgodą.
No Comments