– Jakie jest Twoja największe marzenie podróżnicze? – zapytałam sącząc zimne piwo, a ostatnie promienie meksykańskiego słońca przebijały się przez wilgotną butelkę Corony.
– Zawsze chciałem pojechać koleją transsyberyjską – Krzysiek, z którym jeszcze kilka godzin temu nosiliśmy butle nurkowe, dopijał ostatni łyk – O! I jeszcze pojechać drogą 66! – wbił we mnie podekscytowany wzrok. – Pojedziemy kiedyś?
To „kiedyś” jeszcze nie nastało. Brak prawa jazdy w przypadku nas dwojga na pewno ma coś z tym wspólnego. Na całe szczęście są inne sposoby. Na przykład Ola i Karol Lewandowcy, którzy tworzą ekipę “Busem przez świat”, przemierzyli drogę 66 i napisali o tym książkę! Dzięki ich ciężkiej pracy mogłam przemierzyć tę trasę razem z nimi.
Z reguły w podróży i mieszkając za granicą czytam ebooki z prostych, praktycznych powodów. Tym bardziej ucieszył mnie dotyk papierowych kartek, które wertowałam jedna za drugą. Zapach druku towarzyszył mi w komunikacji miejskiej, domowym łóżku i w drodze do Berlina.
O czym przeczytacie?
Ogrom wiedzy autorów na temat Route 66, bo tak po angielsku nazywa się ten szlak łączący wschodnie i zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, powala. Fakt, że wyszukali i znali historię każdego opuszczonego muzeum czy budynku przy tej drodze, budzi podziw. O czym przeczytacie? O plastikowym kiczu, domie Elvisa, jego prawdziwej (choć nieco wstydliwej) historii śmierci, o legendarnych dinerach (“jadłodajniach”), jak bracia McDonald’s zostali zrobieni w bambuko, o historii Drogi Matki, pixarowskiego Złomka, o tym jak w jeden dzień zaludniono Oklahomę, dlaczego jeden z najbardziej wypasionych teatrów znajduje się w Miami, ale nie tym na Florydzie. Uff! Lista się nie kończy, a to zaledwie niewielka cząstka ciekawych, zabawnych, a niekiedy przygnębiających i dających do myślenia opowieści.
Zdjęcia zdecydowanie wzbogacają książkę. Pozwalają czytelnikowi wiele zobaczyć, prawie “na własne oczy”. Rzadko natykam się na tyle fotografii. Nadają dodatkowego waloru i chronią czytelnika od znużenia.
Krótkie notatki “Z pamiętnika Oli”, przeplatane ze sprawozdawczyni opowieściami Karola, dają chwile wytchnienia od gonitwy za historią, miejscami i zdarzeniami. Pamiętniki Oli poruszają ważne tematy, na przykład opisują reakcję internautów na panią Krysię, wierząca w UFO, czy stosunek do broni w USA i w Polsce.
Nie wiem, czy zamysłem jest tylko sygnalizowanie problemu, a czytelnik sam ma sobie odpowiedzieć na nurtujące pytania lub może autorzy chcą zasadzić ziarenko do dalszych rozważań. A może po prostu nie starczyło miejsca na wszystko? Niemniej jednak te notatki i zdjęcia zdecydowanie wzbogacają relacje z podróży. Bardzo dobry pomysł, który sprawdził się idealnie.
Książka swoją formą przypomina dziennik z podróży. Autorzy informują o każdym etapie swojej wyprawy, posiłkach, campingach, napotkanych ludziach, miejscach, które zwiedzili i przygodach jakie przeżyli.
Krótkie rozdziały czyta się jak posty na blogu. Są zwięzłe i na temat. Jednak czasami czułam głód. Dla mnie, jako osobie, która nie podróżowała z ekipą i nie spotkała ludzi drogi 66, brakowało dłuższych, ciekawych, opisów i przemyśleń. Chciałam trochę lepiej poznać bohaterów, dowiedzieć się jeszcze więcej o tych niezwykłych zwyczajach, tak jak na przykład lokalne rodeo. Karol wspomina, że to ważne wydarzenie dla ludzi na co dzień mieszkających na oddalonych od siebie ranczach. Raz do roku mają okazję spotkać się z sąsiadami i razem bawić. Jednak opis ogranicza się jedynie do koni, byków i samych zawodów. Zabrakło mi ludzkiego aspektu w tej historii. Co z kobietami i dziećmi? Jak oni reagują na zawody? Czy chłopiec jest dumny z taty, a żona umiera ze strachu? Czy kibicują im na trybunach? Jak się zachowuje publiczność?
Po zdjęciach z parady z okazji Dnia Niepodległości, najważniejszego święta w tym kraju, widać wiele niedopowiedzianych historii. Chciałabym o nich przeczytać. Nie wspominając o sztuczkach Copperfielda, którego Karol jest fanem, a poświęca mu niewiele miejsca.
Gdy już Karol zaczyna opowiadać o swoich refleksjach, bardzo szybko je urywa, kwitując jednym lub dwoma zdaniami. Może z wyjątkiem historii rednecka Harleya: dwa krótkie paragrafy, wspomnienia Oli i komentarzem Agi. Do końca książki i dotarcia do celu – mola w Santa Monice, czekałam na dłuższą chwilę namysłu czy rozważania. Pojawiają się one dość zdawkowo w poszczególnych rozdziałach. Nieco więcej im dalej podróżowaliśmy i zbliżaliśmy się do zachodniego wybrzeża. Na koniec zabrakło mi mocnego akcentu, przytupu albo pytania, z którym czytelnik zostałby skonfrontowany na koniec ponad 400-stronicowej książki. Może to jednak tylko moje oczekiwania, bo sama, po wielu latach w podróży, mam ich wiele i chciałabym porównać je z doświadczonymi innych ludzi.
Nagromadzenie słów „być” i „mieć” odmienionych przez wszystkie przypadki oraz liczba powtórzeń tych samych słów w krótkich odstępach wydaje się być odpowiednie dla bloga. W książce bardzo zwalniają one tępo akcji. Zamiast przeżywać z bohaterami wydarzenia i przygody w podróży, miałam wrażenie, że raczej stałam obok tego i oglądałam film w slow-motion. Ola i Karol przeżyli wiele niesamowitych przygód i mają wiele do opowiedzenia dlatego praca nad warsztatem pisarskim jeszcze lepiej oddałaby ich pasje do podróży i wzbogaciła relacje z wypraw.
Dla kogo jest ta książka?
Przyszli podróżujący po Route 66 znajdą tu wszystkie potrzebne informacje do zaplanowania podróży.
Fani Karola i Oli, ich podróży i poprzednich książek, wchłoną tę jednym tchem.
Miłośnicy Amerykańskiej popkultury po prostu się w niej zakochają. Będą zadowoleni też ci, którzy oglądają amerykańskie filmy i czasem łapią się za głowę krzycząc: „Co ci Amerykanie wymyślili? Takie rzeczy tylko w USA!”.
Cenisz moją twórczość i pracę?
No Comments