Tajlandia to ponoć raj na ziemi. Coś w tym jest, piękne plaże, słońce, rafa koralowa,wspaniała kuchnia. Można by tak długo wymieniać. Jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zatem dla 2-4 tygodniowych podróżników punkt odniesienia może różnic się od tego, który maja ludzie tam mieszkający na co dzień. Szczególnie podczas sezonu deszczowego.
Nigdy nie zapomnę dwóch zdarzeń zaraz na początku mojego pobyty w Tajlandii.
Pierwsze, było chyba po 2 tygodniach. Wrzesień, sezon deszczowy, leje jak z cebra. Wsiadam na rower i jadę do domu wolontariuszy (kadra mieszkała w innym domu). Jadę na moi rowerze, ubrana jestem w ponczo przeciwdeszczowe (w skrócie wielką ceratę, z kapturem i rękawami), wiatr wieje mi w twarz, kaptur spada, ponczo się podwija tak, że przestaje spełniać swoje zadanie i cała jestem morka. Do tego niewyspana i głodna, bo jadę na śniadanie. I myślę sobie: „Naprawdę? I to jest ta Tajlandia? Ten raj na ziemi, które wszyscy mi zazdroszczą?!”.
Druga, nie taka znów inne. Wrzesień, również sezon deszczowy. Wieczorem po wszystkich dziennych zajęciach, jedziemy z Laura na skuterze zatankować do miasta, czyli jakieś 15 min drogi z naszej wsi. Łapie nas deszcz na stacji benzynowej. Nawet nie deszcz a kolejne oberwanie chmury. Brzuchy nam się skręcają, bo kolacja na nas czeka w domu. Ale nadal leje i nie zapowiada się, aby przestało. Stwierdzamy, że zjemy coś w 7/11 na stacji benzynowej. Jedyne co akurat było na ciepło to zupki chińskie. W Azji w wielu sklepach jest dozownik gorącej wody właśnie do takich dań instant. Zatem siedzimy tak an ławce na stacji benzynowej, w tych samych ceratach przeciwdeszczowych, jemy te zupki chińskie i czekamy aby deszcze minął. I tak sobie rozmawiamy: „ Naprawdę? To jest ta Tajlandii, której nam wszyscy zazdroszczą? Mówią, że jest tu taka wspaniałą kuchnia (a jemy zupki chińskie) i słońce (przypominam, że leje) i imprezy i chodzimy w bikini (siedzimy w ponczach i kaskach na głowach a w naszej wsi musiałyśmy i tak zakrywać ramiona, dekolt i kolana).
Od tej pory to wspominamy i się z tego śmiejemy, choć w tamtych chwilach nie było nam do śmiechu. Ale również za każdym razem, gdy podróżowałyśmy i coś niesamowitego nam się zdarzyło: jakiś bardzo miły Taj, piękne miejsce, wspaniała kuchnia, mówiłyśmy: „Tak, to jest ta Tajlandia, której nam wszyscy zazdroszczą”. Działało to też w tą drugą stronę: jak lało, albo miałyśmy jakieś niemiłe doświadczenia, mówiłyśmy: „To nie jest ta Tajlandia, której nam wszyscy zazdroszczą”.
Nie chodzi o to, aby wzbudzać w kimś zazdrość. Tajlandia jest fantastyczna, ale jest wiele równie ciekawych miejsc na świecie. Chodziło raczej o przetrwanie tych ciężkich chwil i uświadamianie sobie, że mieszamy w pięknym kraju i powinniśmy to doceniać.
Gdy podróżuje się po obcych krajach, codziennie się coś dzieje, pamiętamy każda chwilę i skupiamy się na małych szczegółach. Mieszkanie w innym kraju, to w zasadzie tak jakby mieszkać w Polsce, tylko ludzie inaczej wyglądają i mówią. Zasadniczo schemat dnia jest podobny: wstajesz, jeszcze śniadanie, pracujesz, jesz obiad, pracujesz, wieczorem jesz kolacje, spotykasz się ze znajomymi na piwo lub oglądasz filmy. Tak samo było w Gruzji, Chinach i Tajlandii. Nie codziennie przeżywa się jakieś przygody życia. Czasem nie ma o czym opowiadać. Bywa, że zapomina się o tym, gdzie się obecnie mieszka, w obcym kraju, z dala od rodziny i przyjaciół. Jednak pod koniec pobytu, robiąc rachunek zysków i strat, zawsze docenia się to doświadczenie.
I tej stacji benzynowej, zupki chińskiej i ulewy nie zamieniłabym na żadną tajską plaże i koktajlem kokosowym.
11 komentarzy
No a RPA (bo to Afryka) jest niby goraca:-P ale przyjedz do Freestate albo Gauteng w lipcu, to zima dopiero da popalic 😉 Trzeba doceniac to, co sie ma, w kazdym miejscu bez wyjatku.
dokładnie! pamiętam siedząc na plaży w Tajlandii pod koniec mojego pobytu uswiadomiłam sobie, że może mie tego zaraz zabraknąć. I nie wiele sie myliłam. Chętnie bym się teraz tam przenisoła. ALe niedługo lece do mojej pierwszej wielkiej miłości, którą jest Maroko 🙂
Maroko jest cudowne! Uwielbiam. Najbardziej podobala mi sie noc w Erg Chebbi i Marakesz.
Marakesz tez milo wspominam. Tam powrwszy raz hadlam owoc opuncji. Jednak moje ulubione miejsce to Asilah. No u wielki sentyment mam do Rabatu bo to tam przez miesiac mieszkalam, uczylam sie jezyka i kultury. Tam tez mieszka moja host family 🙂
milo przy okazji czytania Twoich zapisków powspominać pobyt w Tajlandii 🙂
milo, że takie wposmnienia mój post u Ciebie wywołał. A co najlepiej wspominasz, że swojego pobytu?
Azja jest super! Gdyby tylko te bilety były tańsze 😛 Pewnie kiedyś na nią uzbieram 🙂
czasami można trafić tanie loty do Azji np. Norwegian tanio lata do BKK 🙂
Nie miałam okazji mieszkać na stałe w innym kraju, niż Polska – ale doskonale Cię rozumiem. Będąc w podróży – nawet, jak jest okropna ulewa, burza z piorunami czy dopada okropne zmęczenie i ma się wszystkiego dość – to po powrocie i tak miło wspomina się tamte chwile i myślami często się do nich wraca.. 🙂 A Tajlandia to naprawdę piękny kraj i z pewnością jeszcze ją odwiedzimy!
Tajlandię trzeba zaobczyć, ale najlepiej tą poza utartymi szlakami. CHętnie bym tam teraz wróciła. Jednak jest jeszcze tyle miejsc, które chciałam zobaczyć. Już neidługo wracam do swojej pierwszej wielkiej miłości jaką jest Maroko. CO prawda na krótko, ale “stara miłość nie rdzewieje”.
[…] o tym jak z Laurą siedziałyśmy na stacji benzynowej w ulewie i jadłyśmy zupki chińskie? Tutaj przeczytacie. Albo anegdota o piciu margarity na dworcu autobusowym w Tajlandii? Jechałyśmy […]