Tajlandia – kraj uśmiechniętych ludzi, ale jak trzeba skopać komuś tyłek to też potrafią. A czy Ty potrafisz?
Wiadomo, że w Tajlandii ludzie, a szczególnie turyści, za kołnierze nie wylewają. Imprezy na plaży, full moon party, wyspy i wracanie do domu śledząc węża. Nawet nie trzeba mieć promili we krwi, aby być zaatakowanym np. przez psa (patrz mój przypadek w Chiang Mai). Nigdy nie wiadomo co może nam się przytrafić, czy to w lokalu, ktoś zdecyduje bronić swojego honoru, na ulicy ktoś zechce wymierzyć swoją sprawiedliwość, wejść w posiadanie naszego portfela czy aparatu. Nie trzeba być za granicą, aby coś nam się stało. Więcej ludzi zostaje zaatakowanych przed własną klatką lub w drodze do domu w Polsce niż podczas wakacji. No i co wtedy? Mój trener od KravMagi uczył mnie, że jak Ci coś grozi i napastnik chce Ci coś zabrać, wyskakuje z bronią, to nawet się nie zastanawiaj i oddaj wszystko co masz włącznie z ubraniem.
Ale co jeśli na oddaniu rzeczy się nie skończy. Kilka ciosów z Muay Thai może się przydać. Chociażby po to, żeby zrobić wrażenie i potencjalny napastnik zmienił zdanie. Tradycyjny dla Tajlandii boks, który każdy chłopiec i mężczyzn przynajmniej przez jakiś czas trenował. Nie jest taki trudny jakby się wydawało, ale może być skuteczny.
Jak już jesteśmy w Tajlandii to czemu nie spróbować? Dla tych o bardziej pokojowym podejściu proponuję chociażby obejrzeć walkę.
Zobaczyć walkę
Codziennie w Chiang Mai (po za niedzielą – jakie było moje rozczarowanie, gdy akurat miałam wolny wieczór i nie mogłam zobaczyć pojedynku) przy południowej bramie odbywają się walki. Te najbardziej reklamowane mają miejsce w poniedziałki. Można trafić na mężczyzn, kobiety, Tajów lub obcokrajowców. Warto wybrać się tam w grupie znajomych i wypić piwo/inne napoje wyskokowe (wedle uważanie) zanim się tam pójdzie. Ja poszłam sama… nie polecam, bo nawet nie ma się z kim podzielić emocjami.
Za 400 bahtów (ok. 40 zł) siedzisz trochę z dala od ringu a za 600 bahtów dostaniesz miejsce VIP.
Na początku zobaczycie pokaz ceremonii otwarcia. Bokserzy “tańczą” na scenie dziękując Buddzie, swoim nauczycielom i trenerom (kolejny dowód na to jak nauczyciele szanowani są w tym kraju). Pierwsze walki są się między….dziećmi. Na ringu pojawili się chłopcy z 6-pakiem na brzuchu, którzy przypominali moich uczniów z 6 klasy szkoły podstawowej. Pierwsza walka trwała niecałe 3 minuty, bo jeden z zawodników został znokautowany. Później weszli dorośli zawodnicy.
Jeśli ktoś spodziewa się walki na śmierć i życie, gdzie krew leje się strumieniami, to może się rozczarować. Walki te nie są zacięte. Wielu z tych zawodników wchodzi na ring codziennie, więc nie mogą się nokautować i tłuc po głowach każdego dnia, boby długo nie wytrzymali. Kobiece walki są popularne wśród tych, którzy lubią jak się leje krew, bo panie się nie oszczędzają. Jak wpadną w amok to walą jak popadnie.
Bardziej realistyczne walki można zobaczyć w mniej turystycznych regionach lub miastach. Ale to już trzeba pytać zorientowanych Tajów, gdzie akurat takie się odbywają.
Spróbować walki
Dla bardziej aktywnych i tych, co chcieliby spróbować swoich sił na ringu i trochę się poduczyć polecam szkołę KC Muay Thai. Jak nie padniesz ze zmęczenia po treningu to na pewno od śmichu zakwasy murowane. W życiu nie miałam trenerów z poczuciem humoru rodem z kabaretu, którzy jeszcze ledwo ledwo po angielsku mówili. Panowie w kolorowych i błyszczących szortach pamiętali mnie już i po kolejnym treningu jeden z nich bardzo nalegał, abym stanęła do walki z jednym z trenerów. Po takiej walce mogłabym dostać kilka pozwów od rodziców moich uczniów za traumę, z którą musieliby się później mierzyć i koszmarami nocnymi z ich nauczycielką okładającą kogoś. Koncepcja nauczyciela, którego uczniowie się boją nie do końca pokrywa się z moją ideą wychowywania młodzieży.
Więcej o tej szkole znajdziecie tutaj.
A na koniec suchar bokserski:
Dwie babcie oglądają walkę bokserską w TV. Po serii ciosów jeden z napastników pada na deski. Sędzie zaczyna liczyć, tłum szaleje! Wstanie?! Nie wstanie?! Wstanie?! Nie wstanie?!
- Nie wstanie – komentuje jedna z babć – znam chama z tramwaju.
9 komentarzy
Nie masz serca, ja właśnie skończyłem urlop 3 dni temu, miesiąc w Chiang Mai(i okolicach) urzędowałem…
PS mnie tez pies capnął w CM, ale zdążyłem go pogonić
pzdr
Pamiętam, że tam byłeś. Jakoś się minęliśmy. Ja już szykuję się do kolejnego wyjazdu a nawet 2 😉
Ugryzienie przez psa mnie zdenerwowało. Nie bolało, ale było upierdliwe, bo razy musiałam jeździć do szpitala na zastrzyki i to wpływało na grafik całego zespołu :-/ Ale mogę sobie to teraz wpisać do CV – testowanie tajskiej służby zdrowia 😉
Sporo tam młodych dziweczyn!!! Nigdy nie przepałam za waklami… no alw są walki i “wakli”, każdy ma inne pojęcie sportu. W dziesiejszych czasach, masz rację, można być zaatakowanym za byle co. Nigdy nie wiemy na jakiego szajbusa się trafi!!! ?treaz nikt Ci nie podskoczy….
Wcześniej też nie przepadałam za walkami, ale od kiedy na studiach trenowałam jugo to zaczęło mi się to coraz bardziej podobać. Co prawda nigdy raczej nie usiądę przed TV i nie obejrzę walki Gołoty czy innego zapaśnika.
Podobnie jak Jolasolotrips zauważyłem dużo dziewczyn. Szok 🙂
To jest atrakcja, którą w Tajlandii ominęłam – w sumie nie wiem dlaczego, jak tam trafię następnym razem to z pewnością to nadrobię!
Warto zobaczyć, bo to jednak kawałek tajskiej kultury.
obejrzenie takiej walki to jedno z moich marzeń – no i oczywiście w Tajlandii 🙂
polecam jedno i drugie 🙂 Tajlandia ma coś w sobie. Ja czuję się tam jak w domu i wiem, że będę tam wracać.