Opuszczając Tajlandię rok temu nie sądziłam, że tak szybko tutaj wrócę.
Dostałam ofertę pracy jako mentor i lider podczas międzynarodowych obozów młodzieżowych. Chyba najbliższe tłumaczenie na polski byłaby kadra obozowa. My jednak myślimy o sobie raczej w kategoriach edukatorów. Nie jesteśmy nauczycielami jak w szkole, uczymy czegoś innego: kultury, tradycji tego kraju, inspirujemy do podróży, poznawania innych zakątków świata. Uczymy co znaczy być liderem i wolontariuszem, jak pomagać lokalnej społeczności.
Okres rekrutacji i przygotowań trwał kilka miesięcy. W międzyczasie lokalizacja i zakres mojej pracy się zmieniał. Pierwotnie miała to być Tanzania lub Ghana. Ponieważ na drugim końcu kontynentu Ebola siała spustoszenie, wielu rodziców uznało, że kraj oddalony o tysiące kilometrów jest również zagrożony epidemią, dlatego nie wyślą tam swoich dzieci. Nie ma to jak odrobina ignorancji. Trafiło na Tajlandię, w której prawie rok mieszkałam i pracowałam, więc wydawało się, że idealnie do siebie pasujemy. Szczerze na początku w ogóle się nie cieszyłam. Byłam wręcz rozczarowana. Chciałam pojechać do kraju, w którym jeszcze nie byłam, poznać nowe miejsca i kulturę. W Tajlandii już przecież tak długo byłam. Jednak z czasem zaczęłam się z tego powodu cieszyć: spotkam starych znajomych, odwiedzę swoją wioskę rybacką, zobaczę dzieciaki z Camillian Center i będę nurkować. I na dodatek będą mi za to płacić.
Pierwotnie zostałam wytypowana do pracy na farmie słoni. Miałam przewodzić grupie młodzieży, która będzie tam pracować. Później okazało się, że moja praca będzie miała bardziej charakter społeczny: praca z lokalną społecznością, fundacją, która opiekuje się dziećmi i młodzieżą z lokalnych, górskich, grup etnicznych. Ponad to współpraca z lokalnymi szkołami. Słonie zeszły na dalszy plan.
Jeszcze na południu Tajlandii mieliśmy takie powiedzenie: „Wszystko idealnie sobie zaplanujesz, a wtedy Tajlandia o sobie przypomina”. Tu nie można sobie niczego zaplanować dokładnie, bo to nigdy się nie uda. Trzeba być elastycznym, umieć się dopasować, zmienić plany, czasem nawet o 180 stopni. I tak też było tym razem. Miały być słonie, a są ludzie. Też dobrze! Będzie też nurkowanie. A nie ma niczego lepszego od nurkowania. I jak mówi moja książeczka logowania nurkowań: Nie udany dzień nurkowania jest i tak lepszy niż udany dzień w pracy.
W naszym zespole jest nas 7: 4 Tajów, 2 Amerykanów i ja.
Po prawie rocznym pobycie w Tajlandii okazało się, że wcale nie znam tego kraju tak dobrze. Dzięki naszym Tajom poznaje miejsca, historię i elementy kultury tajskiej, o których nie miałam pojęcia. Jeżdżę po wioskach, do których nigdy bym nie trafiła. Próbuję atrakcji turystycznych, na które nigdy nie zwróciłabym uwagi np. ziplining. Okazało się też, że wcale tak dużo o buddyzmie nie wiem. O zachowaniu w świątyni i mnichach trochę wiedziałam, ale po ostatnim spotkaniu z jednym mnichem świat na nowo mi się ukazał. Wpis o tym pojawi się niedługo.
Jednym z powodów jest to, że ja już tu wcześniej byłam i nie mam teraz ciśnienia na poznawanie tych podstawowych miejsc i elementów lokalnej kultury. Chodzę ulicami jak u siebie, wiem gdzie zjeść dobre i tanie śniadanie, mam swoje ulubionej salony masażu i stoiska ze smoothy. Po sklepach TESCO Lotus i 7/11 przechadzam się jak po osiedlowym sklepiku i wiem gdzie czego szukać. Czuję się tutaj bardzo swobodnie. Widzę teraz więcej szczegółów, rzeczy których rok temu nie widziałam np. seksturystyka, prostytucja, normy społeczne, mnisi chodzący szlaczkiem po chodniku aby unikać kontaktu z kobietami, uwielbienie dla króla w życiu codziennym i wiele wiele innych.
Czy jestem rozczarowana? Nie można być złym na rzeczywistość, bo ona już taka jest. Możemy jedynie wybierać między: wkurzaniem się i byciem nieszczęśliwym albo korzystaniem z tego co nam dała sytuacja, nawet jeśli to nie to na co liczyliśmy. Postanowiłam nie złościć się na Tajlandię, w końcu tyle mi dała. Zatem zostaję tu jeszcze miesiąc i będę się tego cieszyć a Wam opowiadać czego nowego się nauczyłam i dowiedziałam.
1 Comment
Dzień dobry,
Krzysztof Ryl – kilka słów o mnie tytułem przedstawienia się.
30 % mojej kariery zawodowej spędziłem pracując w krajach Middle East (Kuwait, Dubai, Iraq) oraz CEE (Romania, Moldowa, Baltic countries) i ostatnie 6 lat byłem 3 x / 1 rok po 12 dni w Tajlandii (charity i lokalne ‘coaching and people management workshops’. Mam w planie teraz uruchomienie w jednym z miast (ok 200, 000 mieszkańców) północny wschód projektu ”Tutorial English Centre & Relaxation” – całkiem zaawansowany. Poszukuje również kontaktu z organizacja / fundacją, dla której można by również coś pożytecznego robić. W tym roku wyrobiłem sobie Retirement Visa A-O i zamierzam zamieszkać na dłużej w Tajlandii (sierpień 2016). Czy może moglibyście podać proszę jakieś kontakty do ludzi również pozytywnie zakręconych bardziej w kierunku ludzi ? w kierunku pomocy ludziom ? . Angielski to żaden problem i obycie z różnymi kulturami też mam dość solidne. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Ryl – Mobile 00 601 88 48 58