Gotowanie i kuchnia danego kraju to na ogół pierwszy krok w poznawaniu danego zakątka świata. Była to też pierwsza rzecz, która zrobiłam po przyjeździe do Chiang Mai. Nie mogłam trafić lepiej!
Trafiłam do rodziny uczącej gotować, która uprawiała swoją Eko-farmę pod Chiang Mai.
Naukę gotowania zaczęliśmy od podstawowych zakupów. W Tajskiej kuchni bazą jest ryż i mleczko kokosowe.
Do tej pory jedyny gatunek ryżu jaki znałam był „ryż” 😉 No może jeszcze ten brązowy i długoziarnisty. Tymczasem w Tajlandii jest ich dużo, ale to dużo więcej.
Do mleczka kokosowego używa się brązowych kokosów, to nie te same z których na tajskich plażach pije się koktajle.
Kawałki kokosa wrzuca się do maszynki mielącej.
Z tych wiórków wyciska się mleczko kokosowe. Kiedyś robiono to ręcznie a dzisiaj robi to maszyna. Swoją droga kiedyś było to zajęcia integrujące rodzinę i sąsiadów.
A oto podstawowy zestaw tajskiego kucharza.
Tajska kuchnia to też lokalne przyprawy i zioła.
Kurkuma – składnik nadający kolor żółtemu curry
Trawa cytrynowa
Składniki żółtej pasty curry: trawa cytrynowa, skórka cytrusa, papryczki chili, czosnek, cebula. I na pewno cos jeszcze 😉
Kolejne towarzyskie zajecie podczas gotowania – ucieranie pasty curry. Dlaczego towarzyskie? Jeden z powodów to fakt, że nie można patrzeć się w swój moździerz, bo pryśnięcie szczypty pasty do oczu kończy się sromotnym płaczem.
Mistrz kuchni : )
A oto i moje pierwsze danie: żółte curry
Składniki do zupy Tom Yam na bazie mleczka kokosowego. Yumm!!
Smażony kurczak z orzeszkami nerkowca. Kolejne pyszne danie.
Efekt końcowy moich kuchennych rewolucji 😉
Nie ma to jak sjesta poobiednia na hamaku na tajskiej wsi 🙂
A tutaj ciekawostka: kwiat bananowca.
Jedna z najlepszych przekąsek: sałatka z zielonej papai.
Zwijanie sajgonek. Swoją drogą ciekawe, że nazywamy je sajgonkami sugerując wietnamskie pochodzenie, skoro występują one w całej Azji południowo-wschodniej.
A oto usmażone w głębokim oleju, sajgonki gotowe do zjedzenia.
Osobiscie polecam kazdemu milosnikowi i amatorowi gotowania 🙂 Smacznego!
1 Comment
[…] O farmie Sammy’ego pisałam więcej tutaj. […]