Tej historii jeszcze nie słyszeliście. Gruzja, kwiecień 2012, Poniedziałek Wielkanocny. Czas, gdy uczyłam angielskiego w szkole gruzińskiej.
Jesteśmy w górach Swanetii. 7 obcokrajowców mieszkających w Gruzji. Pojechaliśmy do Uzhguli, czyli małej wioski, gdzieś wysoko w górach Kaukazu. Po drodze pękła chłodnica, bo kierowca najechał na jakis gigantyczny kamień. Co 20 min zatrzymywaliśmy się, aby napchać śniego pod maskę samochodu. Uwielbiam gruzińskie patenty 🙂
Po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce. Nikogo nie ma na ulicach. Kościóek an wzgórzu rzuca się w oczy. Poszliśmy tam, aby zobaczyć widok na wioskę i okolicę. Posiedzieliśmy, zrobiliśmy zdjęcia i schodzimy. Po drodze spotyakamy gruzińską rodzinę. W Poniedziałek Wielkanocny w Gruzji tego dnia robi się piknik (z dużą ilością wina) na cmentarzu. Tak aby czas spędzić z bliskimi, którzy już odeszli. I ta gruzińska rodzina zaprasza nas na cmentarz przy tym kościołku. Wróciliśmy na to wzgórze, aby z nimi świętować.
Jako, że z całej grupy najlepiej mówiłam po gruzińsku i rosyjsku, bardzo dużo wszystkim tłumaczyłam. Ojciec rodziny w pewnym momencie mówi do mnie “Wiesz co Martyna, podobasz mi się. Kargi gogo jesteś” [dobra dziewczyna, największy komplement, jaki dziewczyna w Gruzji może usłyszeć, równoznaczne z “dobra kandydatka na żonę”]. Już sobie myślę “oho, znam te śpiewkę. Gdzie mój mąż?”. Szukam Clinta wzrokiem, aby przedstawić go jako mojego męża. Po ponad roku w Gruzji już wiem w jakim kierunku ta rozmowa będzie zmierzać. Gruzin podchodzi do mnie, obejmuje ramieniem, obraca tak, abym widział góry i wieś i mówi “Martyna, to wszystko nasze będzie. Połowa tej wsi i te góry. Nasze będą. Wyjdziesz za mąż za mojego syna, i to wszystko nasze będzie”. Pytam: “A ile lat ma Twój syn?”. Słyszę “14, ale to nic nie szkodzi. Kiedyś będzie prawdziwym gruzińskim mężczyzną”. Opowiadam mu, że ja mam męża, że dziękuję za ofertę. Na początku nie chciał wierzyć i się upierał przy swoim. W końcu dał za wygraną. Zawołał Clinta, ustawił nas twarzą do gór i kazał przysięgać na tą górę, że jak będziemy mieć już syna (nie córkę) to przyjedziemy tutaj i wszystko mu pokarzemy. Błogosławił nas i ucałował.
Szansa przychodzi w życiu niespodziewanie. Nie można dać jej odejść. Ja odrzuciłam propozycję życia: mieszkania w zapomnianej przez Boga wiosce w gruzińskich górach, władania wioską i męża 14-latka. Kto wie jakby moje życie wyglądało, gdybym wtedy się zgodziła…
Praktykalia
Dojazd od Ushguli: najlepiej marshrutką z Zugdidi do Mestii. Jedzie tylko rano, około 6. Najlepiej umówić się z kierowcą dzień wcześniej i wziąć od niego nr telefonu. Droga do Mestii została wyremontowana, więc podróż trwa około 4 godzin. Koszt ok. 15 Gel (lari).
Z Mestii do Ushguli można wziąć jeepa. W sezonie jest ich dużo w centrum miasta. Poza sezonem najlepiej zapytać w hostelu albo gospodarza guesthousu, gdzie się zatrzymacie.
Trekking może zająć około 3 dni w jedną stronę, w zależności od tempa.
Własnym samochodem: po drodze do Mestii i dalej nie ma stacji benzynowej. Trzeba o to zadbać przed wyjazdem z Zugdidi.
Do Mestii latają małe osobowe samoloty mieszczące kilka osób. Lot odbywają się z Tbilisi. Kosztują ok. 100 Gel.
Zakwaterowanie: Nie trzeba nic bookować z wyprzedzeniem. Jest kilka guesthousów i nowy hostel w centrum. W Ushguli są guesthousy.
Atrakcje: przede wszystkim dużo szlaków górskich, lodowiec na który można się wspiąć, góra z krzyżem. Nawiązanie znajomości z lokalnymi Gruzinami i propozycję władania wioską i górami.
12 komentarzy
Piękne! Oferta życia, faktycznie! Jak mogłaś nie skorzystać??? 🙂
Młoda i głupia byłam 😉
Widzisz już się nie dowiesz jakby wyglądało Twoje życie jako gruzińskiej żony 😉
Tyle tam mieszkałam wsród tych gruzińskich kobiet, ze chyba podziękuje 😉 ale nigdy nie wladalam ani wsią ani górami. To byłoby ciekawe doświadczenie jako Sołtyski 😉
Nie wiedzialam ze mowisz po gruzinsku! Super!
Jak byłam w Gruzji to mówiłam całkiem spoko. Uczyłam dzici w szkole angielskiego od podstaw, wiec tych samych podstaw musiałam sie uczyć wcześniej po gruzińsku abym im to wytłumaczyć. Skończyło sie to tez tym ze znałam taki użyteczne i potrzebne słowa jak latawiec albo kałuża 😉 teraz juz troche zapomniałam co prawda. Długo nie używałam.
ja prawie nigdy nie odrzucam ofert bo wychodzę z założenia, że wolę żałować, że coś zrobiłam niż żałować, że tego nie zrobiłam:) oczywiście kilka razy się na tym przejechałam, ale złego licho nie bierze! 😀
świetny post i super się czyta ! 🙂
Ja tez naogol ofert nie odrzucam. Dzieki temu udało mi sie w tylu miejscach mieszkać i podróżować. Ale nic nie dzieje sie be przyczyny 😉 widać nie było mi pisane byc sołtyską gruzińskiej górskiej wioski 😉
No wiesz co…nie mogę uwierzyć! zrezygnowałaś z gruzińskiego wina, gotowania i oglądania gór 😀 moglibyśmy do Ciebie przyjeżdżać w gości – do najbardziej słynnej wioski z zarządzającą panią z blond włosami 😀
W gruzińskim kontrakcie małżeńskim jest duzo rzeczy pisanych drobnym drukiem 😉 ale wioska rzeczywiście byłaby sławna 😉
nie tylko w gruzińskim jest sporo rzeczy pisanych drobnym druczkiem oraz pisanych w sposób zawoalowany dopuszczający dowolną interpretację przez obie strony;)
Kobieto popelnilas blad zycia 😀 teraz bylabys wladczynia Zasiedmiogorogrodu 😀 Swietna historia 🙂